Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Artykuły | Pozostałe | Christchurch - obraz miasta i jego mieszkancow po trzesieniu ziemi

Christchurch - obraz miasta i jego mieszkancow po trzesieniu ziemi

Nowa Zelandia zdjęcie: Christchurch - obraz miasta i jego mieszkancow po trzesieniu ziemi

fot. * Joanna Tuszyńska

22 lutego 2011 Christchurch, największym miastem Południowej Wyspy – wstrząsnęło silne trzęsienie ziemi. Wstrząs o sile 6,3 stopni w skali Richtera zrujnował centrum oraz obrzeża miasta, pozbawiając życia wiele osób. Służby ratownicze wciąż szukają ludzi uwięzionych pod gruzami.

Do teraz trwają dyskusje mające na celu ustalić, czy był to wstrząs wtórny po silnym trzęsieniu ziemi, jakie miało tu miejsce we wrześniu ubiegłego roku, czy też było to nowe trzęsienie ziemi. Pomimo, że według skali Richtera, ostatni wstrząs (6,3 stopnia) był słabszy od wrześniowego (7,1 stopnia), wywołał o wiele więcej szkód. Dlaczego tak się stało? Ostatnie trzęsienie było o wiele bardziej gwałtowne. Obrazowo można napisać, że ziemia trzęsła się szybciej. Poza tym, epicentrum lutowego wstrząsu znajdowało się jedynie 5km od miasta (a nie 30km, jak wrześniowe). Duże znaczenie miała także głębokość epicentrum: w przypadku ostatniego wstrząsu było to jedynie 5km pod ziemią. Wrześniowe znajdowało się na głębokości 11km. Ostatnim czynnikiem mającym duży wpływ na przebieg zdarzeń miała godzina wystąpienia wstrząsów. We wrześniu zanotowano je w nocy, o 4:35. Większość ludzi przebywała wtedy w domach, miasto było właściwie puste. Natomiast ostatnie trzęsienie miało miejsce o 12:51. Centrum miasta było pełne mieszkańców i zwiedzających. Zawalone budynki, stały się grobowcami dla uwięzionych w nich ludzi. Niebezpieczeństwo czyhało także na ulicach. Wszędzie spadały elementy konstrukcji niszczonych budynków, drogi pękały tworząc dziury i szczeliny. Miasto bardzo szybko się zakorkowało i trudno było się z niego wydostać.

W trakcie trzęsienia przebywałam ok. 10 km, w linii prostej, od Christchurch, po drugiej stronie zatoki. W Diamond Harbour odczuliśmy mocne wstrząsy, na szczęście obeszło się bez ofiar i większych zniszczeń. Do miasta wróciłam 2 dni po trzęsieniu. Obrazy zapamiętane z TV rozpościerały się teraz przed moimi oczami. Sporo dróg zostało zamkniętych ze względu na rozległe spękania nawierzchni, a także dziury i wyboje. Skutkiem tego było utworzenie sieci objazdów, powodujących, że do miejsc oddalonych o 200m można było jechać nawet 15 minut. Dodatkowym utrudnieniem było wstrzymanie sprzedaży paliwa ze względu na konieczność sprawdzenia stanu technicznego i bezpieczeństwa stacji benzynowych. Spora część miasta uległa tzw liquefactions, czyli osiadła, uległa obniżeniu. Na poboczach większości ulic występuje błoto wyciśnięte spod asfaltu. Ta szara maź pokrywa  spore odcinki dróg, miejscami zalewając samochody zaparkowane na podjazdach. Tam, gdzie wycieki były mniejsze, mieszkańcy zebrali błoto, usypując z niego kopce i kopczyki „zdobiące” fronty domów. Centrum miasta, w którym wystąpiło najwięcej zniszczeń, otoczone zostało kordonem policji i wojska. Wejść tam mogą jedynie nieliczne osoby posiadające specjalne przepustki. Mieszkańcy wielu części miasta do chwili obecnej nie mają wody i prądu. W odpowiedzi na ten problem, na ulicach i w parkach ustawiono cysterny z wodą pitną i przemysłową. Na stacjach benzynowych ustawiają się gigantyczne kolejki po gaz, który stanowi alternatywę dla popularnych tu pieców zasilanych energią elektryczną. W kilku miejscach pojawili się przedstawiciele Czerwonego Krzyża, rozdający żywność lub środki na jej zakup.

 

Pocieszające jest to, że ludzie w obliczu tej katastrofy jednoczą się i pomagają sobie nawzajem. Drobne, lecz niesłychanie ważne, gesty życzliwości zauważalne są na każdym kroku. Podczas krótkiej wizytacji miasta na rowerze zauważyłam kilka przykładów takiej pomocy m.in.: ktoś z domu, w którym szybko włączono prąd wystawił na ulicę stół z przedłużaczami i informacją, że każdy, kto tego potrzebuje, może naładować swój telefon. Ktoś inny wystawił przyczepę z suchym drewnem, mogącym służyć do gotowania wody. Zdarzały się także akcenty humorystyczne, np. wystawiony przed dom kartonowy ludek zbudowany z pustych pudełek, trzymający brystol z napisem „All ok. Need beer”.

 

Bezinteresowne zainteresowanie losem innych dobrze zauważalne jest w kręgu Polonii. W przeciągu kilku ostatnich dni poznałam sporo krajanów. Część z nich potrzebowała pomocy, inni tę pomoc oferowali. Po ustaleniu sytuacji bliższych i dalszych znajomych, powstawały spontaniczne akcje wspierające potrzebujących. 2 dni temu pomagaliśmy w zabezpieczaniu jednego z zawalonych domow. Szybko sformowana ekipa kilkunastu osób wyniosła wszystko, co ocalało: ubrania, sprzęt RTV/AGD, dokumenty, książki, itp., po czym budynek został „zapieczętowany”. Drzwi zamknięte, wybite okna zakryte dyktą, niebezpieczne miejsca odgrodzone taśmą. Wczoraj, do Ani zadzwonil konsul z prośbą o udzielenie pomocy Polce, która wyszła do pracy i została, z tym, co miała przy sobie. Jej mieszkanie znajduje się w centrum miasta i nie wiadomo kiedy będzie się mogła do niego dostać. Dziewczyna została bez ubrań na zmianę, środków czystości, właściwie bez niczego. Szybko udało się zorganizować zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy, które następnie zawiozłyśmy Karolinie. Dzisiaj pomagaliśmy w porządkowaniu niedużej kawiarni - rodzinnego interesu kolejnych, dotkniętych wstrząsem, krajanów.

 

Tydzień po trzęsieniu ziemi, życie w mieście jest już w dużym stopniu uporządkowane. Działa większość sklepów, które przetrwały. Bez problemu można kupić benzynę. Kordon otaczający centrum systematycznie się pomniejsza. Mimo to, miasto sprawia wrażenie opustoszałego. Sporo ludzi opuściło Christchurch i wyjechało do rodziny lub przyjaciół. Część zrobiła sobie nieplanowane wakacje, ze względu na to, że ich miejsca pracy zostały zniszczone i może upłynąć nawet tydzień zanim znalezione zostaną nowe. O takim szczęściu nie mogą mówić pracownicy mniejszych przedsiębiorstw, którzy na zawsze stracili posadę, gdyż ich firmy po prostu już nie istnieją.

 

To trzęsienie było jedną z największych tragedii w historii Nowej Zelandii. Chyba wszyscy mieszkancy Christchurch, osobiście lub pośrednio - poprzez rodzinę czy przyjaciół, odczuli negatywne skutki wstrząsu. Budujące wydaje się to, że w obliczu tego dramatu ludzie jednoczą się i pomagają, tym, którzy tej pomocy potrzebują.

 

txt: Joanna Tuszynska

Podziel się ze znajomymi

Słowa kluczowe dot. tej treści:
trzesienie ziemi christchurch

Komentarze

Dodaj komentarz
  1. Brak zdjęcia
    Anomin 2011-03-08 o 09:15

    Rzeczowy i przystępnie napisany artykuł, który obrazuje sytuację w Christchurch, po trzęsieniu ziemi.

Dodaj komentarz

Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.