Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Relacje | Boże Narodzenie pod drzewem pohutukawa

Boże Narodzenie pod drzewem pohutukawa

Nowa Zelandia zdjęcie: Boże Narodzenie pod drzewem pohutukawa

fot. * Redakcja

"To zupełnie inna atmosfera i aura od tej, jaką pamiętam z lat dziecięcych i młodzieńczych, kiedy świętom w moich rodzinnych stronach pod Przemyślem towarzyszył śnieg i mróz" - relacja Pani Marii Nowak.

Wpadł mi w ręce tekst od Pani Marii Nowak dotyczący Świat Bożego Narodzenia w Nowej Zelandii, którym od razu postanowiłem się z Wami podzielić za zgodą Pani Marii za co z gory dziękuję bo takie relacje z życia wzięte są dla naszych czytelników na wagę złota.

Zapraszam do lektury.

Rafał Żurmanowicz

-----------------------


Do Świąt Bożego Narodzenia w wydaniu nowozelandzkim nie byłam przyzwyczajona i przygotowana. Po pierwsze, to inna pora roku – grudzień to w Nowej Zelandii początek lata, a wiec mnóstwo kwiatów i zieleni.
Po prostu wszystko kwitnie w kolo. To zupełnie inna atmosfera i aura od tej, jaką pamiętam z lat dziecięcych i młodzieńczych, kiedy świętom w moich rodzinnych stronach pod Przemyślem towarzyszył śnieg i mróz. Kiedy z rodzicami i rodzeństwem szliśmy na pasterkę i msze w dniu Bożego Narodzenia policzki zdobił zimny rumieniec, a pod nogami skrzypiał zmrożony śnieg. W największym mieście Nowej Zelandii, Auckland, gdzie od 19 lat mieszkam z rodziną, skóra, owszem, również się może zarumienić, ale od promieni słonecznych, które w okresie świat świeci najmocniej i najwyżej.

 

Podczas świątecznego spaceru po jednej z setek okolicznych plaż, pod bosymi nogami , cicho osuwa się  piasek.  Podczas bezchmurnego dnia bywa bardzo gorący, zwłaszcza na ciemnych wulkanicznych plażach zachodniego wybrzeża. Trzeba uważać, aby nie poparzyć stóp.

Choinki, sosnowe i świerki, jak w Polsce obwiesza się ozdobami niemal w każdym dom. Niektóre są fantazyjnie przystrojone np. kolorowymi muszlami. Największe drzewka, - sztuczne bądź naturalne – obwieszone, jak w Europie, bombkami, złotymi i srebrnymi łańcuchami, ukoronowane gwiazdami, świecące kolorowymi żarówkami, zdobią główne ulice i skwery. Najwięcej udekorowanych drzewek jest w centrach handlowych. Zachęcają do spędzenia tam czasu i pieniędzy.

Nowa Zelandia ma swoja, oryginalna choinkę, której nie trzeba dekorować. Nie sa to wspomniane sosny czy świerki. To endemiczne, rozłożyste drzewo liściaste zwane puhutukawa. Potocznie nazywane jest drzewem Bożego Narodzenia. Nie trzeba je dekorować, bo pięknie zakwita czerwonymi kwiatami właśnie na święta. Rośnie w parkach i przy plażach. Wielu mieszkańców spędza świąteczne dni w cieniu drzewa pohutukawa.

Właściciele centrów handlowych zatrudniają świętych Mikołajów, w kulturze anglosaskiej nazywanych po prostu Santa. Spocony Santa bardzo cierpi, bo mimo lata musi nosić sztuczny kożuch, ciepła czapkę i wysokie buty. Tego wymaga tradycja, ma bowiem wyglądać dokładnie tak, jak w bajkach dla dzieci. Ubrany w podkoszulek i szorty nie byłby dla dzieci wiarygodny. Sztuczna broda także go nie chłodzi. Santa rutynowo bierze na kolana dzieci, a matki i ojcowie pstrykają zdjęcia. Być   Santa  w Nowej Zelandii  to spory  wysiłek, zwłaszcza kiedy przypieka  słonce.

„Zawodowi „ Santa maja przez cały grudzień pełne ręce roboty. Już na początku miesiąca „musza” uświetniać świąteczne pochody, zwane „Santa Parades”. Ulicami miast i miasteczek przemierza kawalkada przebierańców – pieszo i na udekorowanych pięknie pojazdach.

Bardzo podobają mi się świąteczne dekoracje domów prywatnych. Właściciele niektórych nie szczędzą pieniędzy na prąd elektryczny obwieszając fasady setkami różnokolorowych żarówek. Te najpiękniej oświetlone (nawet przez 2 miesiące) przyciągają gapiów z rożnych stron miasta, jak ten, na zdjęciu, znajdujący się w pobliżu naszego  naszego domu.

Dla Nowozelandczyków okres świąteczno-noworoczny to dodatkowy, długi urlop. Wiele firm zamyka się aż na 2 tygodnie. Kto może, a prawie wszyscy mogą, uciekają w plener  do domków letniskowych lub na wypełnione po brzegi wczasowiczami pola kempingowe. Unosi się nad nimi zapach grillowanych ryb, baranich kiełbasek czy w krwistego steka wolowego.

A Polonia? Zachowuje polskie tradycje. Oczywiście, nie można pominąć kolacji wigilijnej z tradycyjnym opłatkiem i polskimi potrawami. W naszym przypadku przygotowuje ja moja siostra, Halina i jej nowozelandzki mąż Chris, który polubił polskie dania. Zresztą trojka ich dzieci również. Spotykamy się wiec w każdą wigilie domu Haliny. Oprócz mnie, męża, naszego syna i rodziny siostry, każdego roku w naszej kolacji wigilijnej uczestniczą także zaprzyjaźnieni Nowozelandczycy. Polskie dania bardzo im smakują. Cenią sobie zwłaszcza barszczyk z uszkami. Niestety w Nowej Zelandii nie jada się karpia, dlatego te role odgrywa z powodzeniem świetny snapper, biała i bez ości ryba z oceanu.

Oczywiści e przed kolacją wigilijną dzielimy się wszyscy opłatkiem. Ważną częścią tego wieczoru są telefony na druga stronę globu z życzeniami do naszych bliskich w Polsce.

Dla trojki dzieci mojej siostry wielką radość sprawiają prezenty. Czekaja z niecierpliwością, kiedy leżące pod choinka pudelka będą mogły otworzyć. Oczywiście starsi także otrzymują prezenty i cieszą się nimi, jak dzieci.

W drugi świąteczny dzień spotykam się ponownie w tym samym gronie na obiedzie z tradycyjnym pięknie upieczonym przez Chrisa indykiem. Podawany jest z pieczonymi ziemniakami, także słodkimi nazywanymi z maoryska – kumara. Do tego dochodzą zielone sałatki a na deser nowozelandzka beza na zimno – pawlowa, na zwana tak od nazwiska słynnej rosyjskiej primabaleriny, która w latach 20 XX wieku występowała z wielkim powodzeniem w NZ.  Pawlową podaje się z bita śmietaną i owocami, najlepsze są pokrojone w kostkę owoce kiwi.

Polska pasterka odprawiana jest w noc wigilijna Auckland i Wellington przez polskich księży  (ze Zgromadzenia Chrystusowców), a w drugi dzień świąt odbywają się tradycyjne spotkania w Domu Polskim, ze wspólnym obiadem , poprzedzone łamaniem  się opłatkiem.

Z frekwencją na niedzielnych polskich nabożeństwach rożnie bywa, ale w czasie świąt kościół polski, pięknie udekorowany, zapełnia się po brzegi.

Tak wiec, podczas świąt w Nowej Zelandii, staramy się świętować po Polsku i po Nowozelandzku. W tym drugim przypadku, czyli korzystając z letniej aury.

Życzę Czytelnikom redakcji  „Magazynu Krzeszowickiego” i Doliny Informacji zdrowych, śnieżnych, lekko mroźnych świąt Bożego Narodzenia i pomyślności w 2012 roku.

Pozdrawiam maoryskim Kia Ora, które może oznaczać także – Na Zdrowie!

Maria Nowak


P.S.

Tekst ukazał się również w listopadowym numerze "Magazynu Krzeszowickiego"



Słowa kluczowe dot. tej treści:
święta w nowej zelandii, boże narodzenie w nowej zelandii, święta na antypodach

Komentarze

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.