Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Relacje | Adrenalina - Rafting w Turangi
Adrenalina - Rafting w Turangi
fot. * JOanna
Z racji deszczu wydawało mi się, że nic tego dnia się nie zadzieje i to pranie będzie najbardziej ekscytującym jego punktem. ale pomyslelilismy- jak pada to może jakaś woda ( tak jest mokro). A jak woda to white water rafting!
A więc niestety…. Całą noc padało, rano pogoda fatalna więc o wyjściu w góry nie było mowy. Ja jak zwykle o 7 nie mogłam już spać, więc tym razem postanowiłam aktywniej wykorzystać poranek: zrobiłam pranie (wydawało nam się, że TYLE rzeczy wzięliśmy, a tu po 10 dniach uzbierały się dwie pralki….) i pierwszy raz (oby ostatni) korzystałam z suszarki. O 7.30 okazało się, że już jest kolejka do prania więc w duchu pocieszyłam się, że warto było zmobilizować się i ruszyć z łóżka, gdyż inaczej pranie znów by przepadło (wyobraźcie sobie to dokładnie – 7 rano wstawać TYLKO po to, by włączyć pralkę! Czujecie, że to nie jest zupełnie normalne? J ). Z godzinę krążyłam między pralnią a samochodem, gdyż panie czekające na swoją kolej do prania wyrażały głośno swoje niezadowolenie, gdy ktoś spóźnił się po swoje zakończone już pranie choćby o minutę. Później wręcz komitet kolejkowy się zrobił! Może jak ktoś mieszkał w akademiku czai te klimaty – dla mnie było to ciekawe zjawisko społeczne J
Z racji deszczu wydawało mi się, że nic tego dnia się nie zadzieje i to pranie będzie najbardziej ekscytującym jego punktem (może stąd ten długi opis, bo emocje wciąż mi towarzyszą? ;) ) . w każdym razie tam nie było po co siedzieć, więc ruszyliśmy nad jezioro Taupo, aby skorzystać z czegoś póki pogoda się nie polepszy. Lało tak bardzo , że w grę wchodziły dwie rzeczy – coć w środku lub coś z wodą. O to pierwsze ciężko. NO to woda. A jak woda, to rzeka. A jak rzeka – kajaki (nuuda) lub spływ white water rafting (czyli trochę emocji ale bezpiecznie). No ale nie mamy na nic rezerwacji, więc marne szanse. Z drugiej strony już tu mieliśmy tyle szczęścia z miejscami, że próbujemy. Zajeżdzamy o 11.30 do centrum raftingu i okazuje się że na godzinę 14 są wolne miejsca! A więc idealnie. Znów się udało. 2 godzinki połaziliśmy po Turangi, jakaś kawka i wracamy. Na początek ubrać się w odpowiednie do spędzenia 3 godzin w łodzi/ w wodzie strój. Gdy cała grupa 15 osób się w nie ubrała, wyglądaliśmy jak z filmu „Marsjanie atakują!”, bez rozróżnienia na płeć i wiek.
Potem autami nad rzekę, instrukcja sterowania pontonem (w naszym było 7 osób + instruktor/sterownik) i zasad bezpieczeństwa i do łodzi! Oczywiście jak to ja – zanim zdążyłam wsiąść, już wylądowałam w wodzie. Nie pytajcie jak to zrobiłam... Instruktor powiedział, że zapamięta mnie jako osobę, która najszybciej wpadła do wody. J Ruszyliśmy… na początku stres. W sumie płynie się rwącą rzeką, nie bardzo umiejąc sterować pontonem i siedząc w nim z ekipą ludzi o podobnych umiejętnościach…. Najgorszy pierwszy spad i stres, że się wywróci (siedzi się nie w pontonie, ale z boku). A później już coraz pewniej i mniej nerwowo. Całkiem nieźle nam szło! Choć czasem woda całkiem nas zalewała lub leciało się pół metra w dół. W połowie niezła atrakcja – możliwość skoku z wodospadu. Bałam się strasznie, ale w końcu myślę „jak nei teraz to kiedy?!” – i skoczyłam! Woda przeraźliwie zimna pomimo kombinezonu, ale poczucie dumy grzało. Niesamowite uczucie. Jacek się nie zdecydował właśnie z powodu tej zimnej wody. Po tym już dalszy rejs był pryszczem – i tak byłam cała mokra więc woda nie straszna, a poza tym czym strasznym może być wypadnięcie z łodki w porównaniu ze skokiem z kilku metrów?
Nocleg: na dziko, przy drodze w pobliżu Taupo, zaraz nad jeziorem . Oby udało się spać…….
Komentarze
Dodaj komentarzDodaj komentarz
Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.