Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Relacje | Napier

Napier

Nowa Zelandia zdjęcie: Napier

fot. * Agnieszka

Napier leży na wyspie północnej, nad samym Oceanem w Hawke's Bay. Jest tam pięknie, ale i niebezpiecznie. To miejscowość wyjątkowo spójna architektonicznie, całe centrum wybudowano jakby z myślą o miłośnikach art deco. Żeby zrozumieć to miasto, musimy cofnąć się o niemal 80 lat. W latach 30. XX wieku Nowa Zelandia powoli, acz skutecznie pogrążała się w światowym kryzysie finansowym. Nie było pracy, nie było płacy, nie było towaru. Były natomiast... trzęsienia ziemi.

"Tekst zwyciężył w I etapie I Konkursu Redakcyjnego w kategorii "Najwięcej Lubiących to!" zdobywając 59 głosów użytkowników. Gratuluję - Administrator NNZ"

Wtorek 3 lutego 1931 był spokojny. Jak co dzień otwarto sklepy, dzieci posłano do szkół, zatrdnieni szczęśliwcy udali się do pracy, ci, którzy aż tyle szczęścia nie mieli, tłoczyli się przed urzędem miejskim w oczekiwaniu na nowe ogłoszenia. Poranek toczył się jak setki przed nim. O 10:47 ziemia nagle zaczęła drżeć. Trzęsienie było tak mocne, że budynki waliły się jakby zbudowano je z klocków. Ludzie wpadli w panikę, część próbowała schronić się w domach, inni wylegli na ulice. Tylko dwie i pół minuty, 150 sekund pierwszych wstrząsów wystarczyło, by to dość spore jak na ówczesne czasy miasto (ponad 16000 mieszkańców), niemal zrównać z ziemią. Po ustąpieniu wstrząsów ludzie zaczęli oddychać z ulgą. Za wcześnie. Miasto zaczęło płonąć, a pożar – mimo błyskawicznej reakcji straży pożarnej – rozprzestrzeniał się w mgnieniu oka. Nie było pomocy dla uwięzionych pod gruzami ludzi. Trzęsienie nie oszczędziło także lokalnych linii tramwajowych – szyny zostały wyrwane z bruku i powyginane. Nigdy już ich nie przywrócono. „Miasto zostało zmiecione z powierzchni ziemi” - tak później opisywano to wydarzenie w dzienniku The Dominion. Łącznie w Napier, pobliskim Hastings i Wairoa życie straciło 256 osób, a tysiące odniosło rany. Ci, którzy przeżyli, nie mieli dokąd wracać...

 

Obawiając się powrotu do własnych domów, ludzie przenieśli się na ulice, do Nelson Park i na Marine Parade. Powoli zaczynał odradzać się miejscowy biznes, ale sytuacja nadal wydawała się beznadziejna. Szybko powołano zatem Napier Reconstruction Commitee, a ówczesny premier Nowej Zelandii, przekonany przez miejscowe władze, przeznaczył na odbudowę miasta $800 000, rząd zdecydował się także udzielić aż $3 000 000 pożyczki. Było to posunięcie ryzykowne w obliczu sytuacji ekonomicznej kraju, ale jego efekty przerosły chyba wszelkie wyobrażenia. Cztery biura architektoniczne z Napier połączyły siły, by wspólnie opracować spójną koncepcję nowego miasta. Niejaki E.A. Williams forsował – skutecznie zresztą – sztukę art deco.

 

Po Nowej Zelandii szybko rozeszła się wieść, że Napier zaczyna stawać na nogi. Do miasta zaczęli więc ściągać robotnicy z całego kraju. A gdzie są ludzie, tam rozwija się także handel. W ten oto sposób pożyczone tylko Napier pieniądze zaczęły „rozchodzić się” po całej Aotearoa. I wbrew wszelkiej logice to właśnie to wydarzenie pomogło uchronić kraj długiej, białej chmury przed finansową katastrofą. A samo miasto jednym słowem odżyło.

 

Niemniej w kraju zmieniono przepisy budowlane, nakazano wprowadzenie znacznych umocnień budynków, by tragedia z Hawke's Bay się nie powtórzyła. W Napier trzeba teraz uzyskać specjalne pozwolenie, by wybudować w centrum cokolwiek nieprzystającego do stylu „art deco”.

 

Skutki tamtego trzęsienia ziemi widać do dziś. Brzeg w Napier podniósł się o całe 2 metry, a na pięknie zagospodarowanym nabrzeżu postawiono pomnik pamięci ofiar katastrofy. Będąc w mieście warto podążyć specjalnie wyznaczoną trasą, by z bliska przyjrzeć się najbardziej okazałym budynkom i zobaczyć, jak wyglądały skrzyżowania czy ulice przed 3 lutego 1931. Nie można także nie odwiedzić miejscowego muzeum, by choć przez chwilę poczuć się tak, jak czuli się ludzie tego pamiętnego dnia...


Słowa kluczowe dot. tej treści:
napier, trzęsienie ziemi, secesja, art deco, kryzys finansowy

Komentarze

Dodaj komentarz
  1. Redakcja 2010-08-06 o 12:11

    Tekst wygrał w kategorii Najwięcej lubiących to! z wynikiem 59 głosów - wynik z godz. 12.01, 06.08.2010

  2. Agnieszka 2010-08-06 o 11:51

    Rafał: zalogowalam się :) właśnie po tio, żeby ci roboty oszczędzić.

    Zgadzam się, że w europejskim wydaniu art deco i art nouveau różnią się znacznie. Pamiętajmy jednak, że do NZ style docierały już w formie nieco innej. Może to właśnie "lekkość" budynków i ich dekoracje w Napier (zmienione do tego przez moją, dość wybiórczą jednak, pamięć) sprawiły, że pisząc z pamięci (sprawdziłam tylko datę i komentarz z The Dominion) popełniłam błąd rzeczowy? Mniejsza o to w sumie :) Obiecuję, że kolejne teksty będą już bardziej dopracowane merytorycznie, by uniknąć kolejnych "wpadek".

    P.S. O zobaczeniu na własne oczy budynków Gaudiego marzę od lat. Jak do tej pory jednak nie udało mi się dotrzeć do Hiszpanii - może za blisko? ;)

  3. Brak zdjęcia
    Anomin 2010-08-06 o 11:28

    roznica miedzy art deco i art nouveau jest jak miedzy lokomotywa parowa i elektryczna.. jesli ktos nie widzi roznicy, to na sile nie ma sensu jej wskazywac ;) chociaz polecam porownanie budynkow Gaudiego (organiczne - wywodzace sie z natury ksztalty) z siedziba Chryslera czy Empire State Building w NYC (klockowate ksztalty z charakterystyczna ornamentyka.. i nie ukrywam, ze to moje ulubione przyklady :)).

    wiele lat zajelo mi przekonanie sie do art deco, moze dlatego, ze socrealizm zaczerpnal bryle i w pewnym sensie ciezar (zelazo-beton) i wiele budynkow przedwojennych wystarczylo okaleczyc z warstwy artystycznej (Prudential w Warszawie, ktory nota bene ma brata w Wellington) i pozostawic klocek. znam takich, ktorzy porownuja PKiN do art deco.. choc byloby to art deco w walonkach i ze sztuka mlota pneumatycznego.

    wyjazd do NZ dal mi mozliwosc zobaczenia tego, czego w PL juz nie ma, choc architektura z tego okresu w jakiejs formie w PL przetrwala, lecz bez kwintesencji tego stylu.. czyli art i deco ;)

    Napier warto odwiedzic - choc w innych miejscach w NZ tez jest sporo tego stylu, ale to istny skansen art deco, ktory m.in. mnie wlasnie przekonal. takze tym, ze nie musi to byc ciezka, monumentalna zel-betowa konstrukcja.. wystarczy dwupietrowy budyneczek, w ktorym nie bryla, a wlasnie dekoracje sprawiaja, ze zupelnie inaczej ten styl sie odbiera.

    http://www.artdeconapier.com/Earthquake_8.aspx

    • Redakcja 2010-08-06 o 11:43

      Ludziska! Piszecie o fantastycznych rzeczach, komentarze na najwyższym poziomie kulturalnym a nie logujecie się i przez to nie widać autora komentarza! I do kogo ja mam się teraz zgłosić o więcej wiedzy na ten temat Panie/Pani Anonim? A opisujecie rzeczy na prawdę wartościowe, że aż się chce czytać. Logujcie się zanim dodacie komentarz plizzzzzzzz

  4. Agnieszka 2010-08-03 o 17:53

    P.S. Sprawdziłam, poprawiłam, dziękuję :) Faktycznie, różnica droba (art nouveau vs. art deco), ale co racja, to racja :)

  5. Brak zdjęcia
    Anomin 2010-08-03 o 17:49

    Zdawało mi się, że art deco w tłumaczeniu na polski to właśnie secesja - w polskim ujęciu, oczywiście (sama też wolę nazwę art deco), ALE mogę się mylić i dziękuję za tę uwagę - zaraz "zgłębię" tę tajemnicę :)

  6. Brak zdjęcia
    Anomin 2010-08-03 o 11:37

    jeśli mogę się odezwać, to pragnę się nie zgodzić z powyższym artykułem. Sam byłem w Napier w tym roku i faktycznie, po trzęsieniu ziemi 3 lutego 1931, miasto musiało być całkowicie odbudowane. Zostało jednak odbudowne nie w stylu secesyjnym a art-deco, który jest stylem całkowicie odmiennym i z natury sprzeciwiający się secesji. Różnica drobna, a jednak zasadnicza.

Dodaj komentarz

Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.