Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Relacje | HAAST HIGHWAY DO QUEENSTOWN - część XV
HAAST HIGHWAY DO QUEENSTOWN - część XV
fot. * merino
Opuszczamy Westland i jedziemy na południe w kierunku miejscowości Haast (ok. 120 km). Droga prowadzi wzdłuż Morza Tasmana. Krajobraz szybko się zmienia. Wnętrze naszego Nissana Sunny wypełnia się Kings of Leon, nagle z zewnątrz dobiega przeraźliwy hałas.
To cykady skutecznie zagłuszały amerykańską grupę rockową. Teraz jestem już w stanie uwierzyć, że samce tych pluskwiaków wygrywają na narządach zwanych tymbalami dźwięki o niespotykanym natężeniu powyżej 100 dB.
W miasteczku Haast droga SH6 skręca w głąb wyspy i jest to jedna z 3 dróg, która przecina Alpy i daje możliwość przejechania na zachodnie wybrzeże wyspy południowej. Przełęczą Haast'a kierujemy się do Wanaka (ok. 145 km). Do lat 60-tych była to wyboista szutrowa droga i dopiero w połowie lat 90-tych wyścielono Haast Pass asfaltem na całej długości. Dla mnie Haast i Arthur's Pass są najbardziej malowniczymi drogami Nowej Zelandii. Przepiękne górskie łańcuchy Parku Narodowego Mount Aspiring i dwa ogromne polodowcowe jeziora Wanaka (42 km długości, w najszerszym miejscu 10 km) i Hawea o nierealnych kolorach. Wzdłuż całego Haast Pass znajdują się liczne parkingi i punkty widokowe, można też pokusić się o krótkie 30-50 minutowe spacery np. do wodospadów.
Miasteczko Wanaka poza parkiem złudzeń optycznych Puzzling World nie ma nic do zaoferowania. Zatem tankowanie i dalej w drogę. Naszym punktem docelowym tego dnia było Queenstown – miasto do złudzenia przypominające atmosferą polskie Zakopane. W Wanaka zjeżdżamy z SH6 i docieramy do stolicy nowozelandzkich Alp najkrótszą drogą prowadzącą przez góry.
Kto słyszał o Queenstown ten pewnie słyszał o Fergburgerze przy głównej ulicy Shotover. Niemal przez całą dobę można tam za bagatela 10-18 dolarów zjeść hamburgera, który pozytywnie zaskakuje wielkością i smakiem. W dzień trzeba spokojnie zarezerwować godzinę na dotarcie do okienka w celu złożenia zamówienia. Koło północy jest już dużo szybciej.
Queenstown jest przepięknie położone. Jest to bez wątpienia raj dla wielbicieli sportów ekstremalnych. Za 150 – 250 dolarów można spróbować sił w: bungy jumping, jetboating, rafting, canyoning, flying, gliding czy skydiving.
Po przyjeździe do miasta kierujemy się do biura Departamentu of Conservation w celu odebrania biletów na 3-dniowy Great Walks – Routeburn Track. Uzyskujemy szczegółowe informacje odnośnie spodziewanych warunków pogodowych na szlaku, otrzymujemy wraz z biletami bardzo dobrze opracowaną bezpłatną broszurę, w której można znaleźć m.in. informację odnośnie: schronisk, opcji trekingu, mapę trasy pieszej wędrówki z opisem, jaki ekwipunek ze sobą zabrać, informacje o faunie i florze parków oraz opcji transportu na szlak. Takie broszury rok rocznie są aktualizowane.
Odebranie biletów jest jednocześnie potwierdzeniem realizacji trekingu i pamiętajcie, że w schroniskach obsługa dysponuje listą osób, które powinny dotrzeć na nocleg w poszczególne miejsca. W przypadku rezygnacji a nie powiadomienia Departamentu of Conservation, zostaną wszczęte poszukiwania turysty na szlaku. W każdym schronisku trzeba podczas zbiórki o godz. 19.00 potwierdzić obecność i okazać bilet.
Komentarze
Dodaj komentarzDodaj komentarz
Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.
Bardzo dziekuje za kolejną relację :)
Super relacja