Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Artykuły | Nowa Zelandia Kultura | O walce gór, czyli dlaczego Taranaki jest sam
O walce gór, czyli dlaczego Taranaki jest sam
fot. * Agnieszka
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jakim cudem z równiny płaskiej jak stół ni stąd, ni z owąd nagle wyrasta góra? Dlaczego pośrodku pustyni stoją trzy wulkany? I jak to się stało, że Mount Taranaki stoi (prawie) samotnie nad brzegiem Morza Tasmana? Pākeha szukają, oczywiście, wyjaśnień naukowych, mówią coś o ruchach tektonicznych, ale Māori i tak wiedzą lepiej...
Tekst zajął I miejsce w kategrii "Najwięcej lubiących to!" w VI etapie I Konkursu Redakcyjnego zdobywając 17 głosów. Gratulacje
Kiedy Māui wyłowił z wody swoją wielką rybę, jej powierzchnia wreszcie mogła zacząć oddychać pełną piersią. Lasy, jeziora i góry powoli znajdowały swoje miejsce na wyspie. I tak wszystkie góry zamieszały wspólnie w okolicach Taupo. Tam spały, polowały, bawiły się, jadły i kochały. Niestety, z czasem zaczęły się także kłócić i część młodszych opuściła „rodzinne” strony i którejś nocy odeszła na północ i na południe. Osiadły tam, gdzie zatrzymało je wschodzące słońce. Stoją tam zresztą do dziś.
I tu pojawiają się dwie wersje tej legendy. Obydwie mają podobne zakończenie, ale od początku. Według jednej Ruapehu była górą-panią, znaną ze swojej urody. Jej mężem był Taranaki. Żyli spokojnie i nikomu nie przeszkadzali. Pewnego dnia, jak i każdego innego, Taranaki wyruszył rano na polowanie. A tym czasie Tongariro zaczął romansować z Ruapehu. Taranaki zastał parę razem. Dwóch mężczyzn (a przynajmniej gór płci męskiej) rozpoczęło walkę o względy pięknej pani.
Druga wersja legendy głosi natomiast, że Tongariro, Ruapehu i Ngauruhoe jako jedyne pozostały w osadzie gór. Tongariro wziął sobie za żonę piękną, choć niewielką górę Pihanga, która mieszkała nieopodal. Dziećmi tej pary są Śnieg, Grad, Deszcz i Deszcz ze Śniegiem (ang. Sleet). Pihanga bardzo kochała swojego białogłowego męża. Pewnego dnia jednak o jej względy zaczął zabiegać Taranaki. Tongariro nie mógł tego znieść i wywiązała się między nimi okrutna walka.
Taranaki poniósł klęskę, zawstydzony i smutny odszedł w stronę zachodniego wybrzeża, a jego ciężkie i posuwiste kroki wyrzeźbiły w ziemi koryto rzeki, które wypełniło się jego łzami. Rzekę tę znamy dziś jako Wanganui River. Gdy dotarł do wybrzeża, udał się na północ, na zachodni skraj zachodniego wybrzeża i tam usiadł, by chwilę odpocząć, a ponieważ był dość dorodną górą, w miejscu, gdzie siedział, powstało zagłębienie, które szybko wypełniło się wodą. Dziś nosi nazwę mokradła Te Ngaere. Taranaki, nazwany przez Cooke'a górą Egmont, siedzi teraz spokojnie, czasem tylko spoglądając z żalem na swoją dawną żonę i jej kochanka. Wtedy znad jego głowy unosi się mgła i wędruje ku wschodowi. Jedni mówią, że to wyraz miłości, inni, że gniewu. Ruapehu, mimo swej niewierności, nadal kocha męża i co jakiś czas wzdycha. A Tongariro, który żyje w wiecznym strachu, że ktoś odbierze mu Ruapehu, wścieka się, ćmi i dymi.
Być może legendy te nie są prawdziwe, ale nie można odmówić im uroku. A poza tym przecież w Parku Narodowym Tongariro, nieopodal Tama Saddle (dawnego domu Tongariro) znajduje się zagłębie po dziś dzień zwane Rua Taranaki, czyli dół Taranakiego.
Komentarze
Dodaj komentarzDodaj komentarz
Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.