Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Artykuły | Nowa Zelandia Turystyka | Czy na wulkanie można zmarznąć?...
Czy na wulkanie można zmarznąć?...
fot. * garbinada
Po pierwszych dniach spędzonych na cieplutkim Półwyspie Coromandel, a wkrótce pełnym gorących źródeł i wrzących błot Rotorua byłam nastawiona na letnie wakacje. Co prawda mijane kempingi świeciły pustkami, campervanów na drodze niewiele, słońce jednak prażyło. Byłam pewna, że w Tongariro nic się nie zmieni...
"Tekst zajął II miejsce w III etapie I Konkursu Redakcyjnego w kategorii "Najwięcej Lubiących to!" zdobywając 10 głosów użytkowników. Gratuluję - Administrator NNZ"
Po maoryskim przystanku w Rotorua, nareszcie wyspana – jakby nie patrzeć od przylotu minęło jakieś pięć! dni – ruszyłam. Już sama droga w stronę Turangi pozwoliła mi puścić wodze fantazji na tyle, by uwierzyć, że większość turystów została w skansenie. Jechałam więc sobie lewą stroną, ćwiczyłam używanie kierunkowskazów i wycieraczek, rozmyślając przy okazji o europejskich kolonizatorach, że jednak wstyd... chociaż, w porównaniu z losem australijskich Aborygenów Maorysi w jakimś sensie mieli szczęście. Co zostało? Ludzie kultywujący swoje pochodzenie, legendy, nazwy, skanseny, jadeitowe amulety i... państwowe święto na cześć podpisania europejsko – maoryskiego porozumienia (Waitangi Day). My – Europejczycy jesteśmy wszędzie i wszędzie przykładamy miarę własnego uniwersalizmu. Tym samym postanowiłam odpocząć od ludzi w swoim własnym towarzystwie, pod wulkanem w Parku Narodowym Tongariro.
Nazwa parku oznacza „złapanego przez zimny południowy wiatr” i odwołuje się do legendy o Ngatoroirangi, który zamarzłby na szczycie, gdyby nie pomoc sióstr. Te Pupu i Te Hoata zjawiły się, by ogrzać brata, a że przybywały z daleka, po drodze odpoczywały. Wszędzie tam, gdzie miały postój gubiły jakąś część ognia, pod którego postacią się przemieszczały. W ten czarodziejski sposób powstał na wyspie cały ciąg geotermalnych źródeł o niezwykłej dla Maorysów wartości, a wulkany stały się świętymi, objętymi tabu miejscami. Od 1887 roku stanowią dziedzictwo wszystkich Nowozelandczyków.
Mała miejscowość Whakapapa to zagubione na pustkowiu pole golfowe i hotel przywodzący na myśl „Lśnienie” Kubricka, nie tyle jednak swoim wyglądem, ile położeniem. Jest też kemping i całkiem ciekawe centrum informacyjne. Okolice wulkanu Ngauruhoe to przede wszystkim miejsce, w którym przekonałam się, że nowozelandzka jesień nocą nie żartuje. Można zmarznąć a w dodatku nie dałam rady jednocześnie spać i skakać... Rzecz w tym, że miałam letni śpiwór i na wyspie południowej marzłam w nim jeszcze kilkakrotnie. Dzięki temu stanęłam pod wulkanem, kiedy tylko się rozwidniło. Wystartowałam z Mangatepopo. Z początku było jeszcze dość rześko, ale spacer po zastygłej lawie w słońcu rozgrzewa. Wkrótce zrzucałam z siebie kolejne warstwy ubrań, a gdy zatrzymałam się na śniadanie przy Soda Springs, wydawało mi się nawet, że jestem już opalona. Warto było marznąć w nocy, by poczuć w pełnym słońcu smak zimnego melona...
Wędrując sobie po tych czarnych skałach myślałam o Samie i Frodo... do jedzenia resztki lembasów, parę łyków wody, a tu od samego patrzenia na Ngauruhoe robi się gorąco. Ciaśniej na szlaku zrobiło się dopiero w okolicach centralnego krateru, a to pewnie dlatego, że z rana i wieczorem jest dla turystów zorganizowany transport. Trasa prowadząca do Ketetahi jest niezwykła, widoki – fantastyczne, a spędzając tam cały dzień można poczuć się naprawdę zmęczonym. W parku jest też kilka krótszych tras – polecam, jeśli ktoś nie ma kremu zabezpieczającego przed promieniami słonecznymi...
Na wulkany Parku Tongariro warto popatrzeć także z dołu, szczególnie o wschodzie lub zachodzie słońca. Pusta wieczorami droga i góry wokoło są przejmujące, a jeśli podróżuje się samemu, to w takim miejscu zaczyna być samotnie...
Zatęskniłam... ale nie na tyle, by od razu szukać towarzystwa ludzi. Przede mną bowiem malowała się perspektywa odwiedzenia pewnego uroczego, obfitującego w zwierzęta zakątka. Do ludzi powrócę za jakiś czas i może za kolejny odcinek opowiastek o Nowej Zelandii.
.
Komentarze
Dodaj komentarzDodaj komentarz
Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.
Nie byłam i pewnie nigdy nie będę w Nowej Zelandii, ale piszesz tak ładnie, że aż chce się tam być. Bardzo jestem ciekawa Twojej dalszej podróży. Z niecierpliwością czekam na dalsze relacje. Mam nadzieję, że równie ciekawe....