Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Relacje | Farmstay cz.II

Farmstay cz.II

Nowa Zelandia zdjęcie: Farmstay cz.II

fot. * Danka

„50 lat! Nigdy nie miałem tutaj ludzi w tym wieku. To miejsce nie dla was, bo my lubimy imprezować” – David, właściciel sadu w Otago, nie był do nas przekonany, ale my chcieliśmy pobyć w tym regionie. David z kolei potrzebował kogoś kto potrafi dobrze wykosić trawę w sadach, a mój mąż był taką osobą.

David nie był typowym sadownikiem, kiedyś studiował medycynę, ale postanowił kupić sad. Oprócz kilku stałych pracowników w sadzie pracowali ‘woofersi’, młodzi ludzie z całego świata, którzy zwiedzanie NZ łączyli z pracą na farmach organicznych, w ramach organizacji WOOF (Working On Organic Farms). W zamian za zakwaterowanie i wyżywienie woofersi pracowali 4 godziny dziennie.

Bywało, że w domu  Davida zamieszkiwali ludzie szesnastu narodowości - niezwykła mieszanka języków, kultur i charakterów. Prawie zawsze było głośno i wesoło, czasem lodówka była pustawa, ale piwa brakowało rzadko. Na początku byliśmy sceptyczni, ale nasi młodzi przyjaciele przyjęli nas bardzo serdecznie. Wspólnie pracowaliśmy, przygotowywaliśmy posiłki, a przede wszystkim rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Spędziliśmy wspólnie Boże Narodzenie, które było niezapomniane, choć tak różne od naszej tradycji. Muszę przyznać, że David bardzo się postarał, abyśmy wszyscy nie czuli się smutno z dala od swoich bliskich - był suto zastawiony stół w czasie obiadu świątecznego, były crackersy, prezenty pod choinką, szampan...

Roxburgh to mała miejscowość, która powstała w czasach gorączki złota i nadal przypomina miasteczko z westernu. Położona jest w dolinie potężnej i pięknej rzeki Clutha i otoczona niesamowitymi ‘łysymi’ górami. Mieliśmy sporo czasu aby robić to  po co tu przyjechaliśmy. Przeszliśmy wszystkie piesze szlaki w okolicy bliższej i dalszej, próbowaliśmy szczęścia przy szukaniu złota (niestety szczęścia zabrakło), zwiedziliśmy miasteczka Central Otago i poznaliśmy jak działa tutejsza służba zdrowia... Niestety, podczas jednej z wypraw, po prostu upadłam i złamałam rękę. Na szczęście złamanie było niegroźne i po dwóch tygodniach zdjęto mi gips,  a doświadczenie z tutejszą służbą zdrowia okazało się bardzo pozytywne. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że to ‘kraj dla ludzi’!

Kiedy najbliższa okolica nie miała przed nami tajemnic wypuszczaliśmy się dalej do Queenstown, a nawet dość daleko do Mount Cook i nad jezioro Tekapo.

Aż wreszcie nadszedł moment, kiedy uznaliśmy, że zobaczyliśmy już wszystko co chcieliśmy i trzeba ruszać dalej. Bogatsi w doświadczenia pożegnaliśmy międzynarodową ekipę Davida i skierowaliśmy się do Dunedin i dalej na południe.


Słowa kluczowe dot. tej treści:
farmstay Nowa Zelandia

Komentarze

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.